Netflix testuje zwykłą telewizję. Na początek we Francji

netflix tv

Popularny serwis streamingowy uruchomił nad Sekwaną internetowy kanał telewizyjny Direct. Transmituje on cały czas materiały z bogatej biblioteki Netflixa.

Direct jest więc niczym innym, jak pewną formą tradycyjnego kanału telewizyjnego. Zaczynamy go oglądać i patrzymy co tam jest, ale w żaden sposób nie możemy wpłynąć na prezentowane nam treści.

Direct, inaczej niż podstawowy serwis streamingowy amerykańskiej spółki, dostępny jest wyłącznie poprzez francuską stronę WWW Netflixa. Nie współpracuje z popularnymi nad Sekwaną przystawkami do telewizorów pozwalającymi oglądać filmy amerykańskiego serwisu i dystrybuowanymi przez duże telekomy w rodzaju Orange czy grupy medialne jak Canal Plus.

Skąd pomysł? Po pierwsze, Amerykanie w ten sposób odpowiadają na ciągle dużą popularność tradycyjnej telewizji we Francji. To również ukłon w kierunku licznej grupy starszych francuskich telewidzów. – Jest wiele osób, którym podoba się pomysł oglądania bez konieczności podejmowania decyzji, co mają oglądać – uważa Netflix.

Po drugie, Amerykanie traktują Direct jako pewien przewodnik dla użytkowników – nowa telewizja ma pokazać, co jest najcenniejszego w zasobach Netflixa. Jest to więc również oryginalna forma reklamy.

Direct wydaje się rozwinięciem pomysłu z opcją Shuffle Play, którą wcześniej Amerykanie testowali na kilku rynkach. Wybierała ona za nas kolejne materiały wideo do oglądania, ale czyniła to w oparciu o nasze wcześniejsze preferencje. W wypadku Direct mamy ten sam przekaz dla wszystkich przez całą dobę. 

Niewiadomo, czy Netflix pomysł z kanałem Direct powtórzy na innych rynkach. Wiadomo za to, że chce we Francji zyskać silniejszą pozycję – temu też ma służyć zwiększenie produkcji tam nowych treści. Jeżeli te ostatnie plany się ziszczą, to zyskają na tym i polscy użytkownicy Netflixa. Na popularnej platformie pojawi się więcej francuskojęzycznych, zwykle interesujących, produkcji.

Foto: Jorge Gryntysz z Pixabay.

Czytaj więcej: Apple pracuje nad własną wyszukiwarką. Nie chce Google.
Czytaj więcej: [TEST[ Xiaomi Mi Band 4C – funkcjonalna opaska za niecałe 80 zł.

Podziel się artykułem