Testy są kluczowe, czyli dlaczego Korea radzi sobie dużo lepiej z koronawirusem niż Włochy

coronavirus

We Włoszech i w Korei Południowej koronawirus pojawił się mniej więcej w tym samym czasie. Do czwartku zmarło ponad tysiąc Włochów i 67 Koreańczyków. Już wiemy, skąd tak duża różnica.

Reuters w obszernym artykule porównał sposób walki z epidemią wirusa we Włoszech i w Korei Południowej. Wynika z niego – i jest to też opinia uznanych specjalistów – że kluczowe znaczenie miało tutaj duże szersze stosowanie testów na koronawirusa w Korei niż w Europie i jeszcze umiejętne wykorzystanie zdobytej dzięki temu wiedzy.

– Agresywne (red. w znaczeniu stosowane na szeroką skalę) i ciągłe testowanie jest potężnym narzędziem w walce z wirusem – czytamy w tekście Reutersa.

Na początku agencja przypomina najważniejsza liczby. Zarówno w Korei, jak i we Włoszech pierwsze przypadki koronawirusa zarejestrowano pod koniec stycznia. Od tego czasu zmarło do czwartku 67 Koreańczyków spośród niemal 8 tys. zarażonych. W Korei ponadto w tym czasie przeprowadzono ponad 222 tys. testów. 

We Włoszech natomiast do czwartku ofiar śmiertelnych było 1016, ponad 15 tys. potwierdzonych zakażeń i 73 tys. testów przeprowadzonych.

W Korei masowe testy zamiast totalnej blokady

Włosi od wybuchu epidemii u siebie starali się ją spowolnić między innymi poprzez zamknięcie w kordonie sanitarnym nawet jednej czwartej populacji. Wyłączyli szkoły, całe życie kulturalne, wprowadzili w końcu zakaz swobodnego poruszania się.

Koreańczycy stworzyli tylko kilka zamkniętych, niewielkich enklaw w rodzaju osiedla mieszkaniowego. Żadnego regionu lub miasta nie izolowali. W kwarantannie domowej mają 29 tys. osób.

Ich taktyka – jak pisze Reuters – polega głównie na testowaniu setek tysięcy osób pod kątem obecności koronawirusa, kwarantannie tych co zarażani i jak najszybszym znalezieniu kolejnych osób do testów wśród tych, którzy wcześniej mieli kontakt z zarażonymi.

By ten system w Korei działał, władze korzystają z zaawansowanych technologii – szukają potencjalnie zarażonych przez sprawdzanie np. ich miejsc pobytu w telefonach komórkowych, w oparciu o dane o płatnościach z kart kredytowych, rejestry z przejść granicznych, używają też zdjęć z satelitów – choć tutaj już Reuters nie precyzuje, jak w praktyce to wygląda.

Testy na parkingu. Wynik po 10 minutach

By cały system masowego w Korei działał optymalnie, uruchomiono między innymi około 50 polowych punktów testowania – przy drogach, na wolnych parkingach. Tam w namiocie wyniki testu są już znane po 10 minutach.

W całej Korei działa 117 instytucji, które zajmują się prowadzeniem testów na obecność koronawirusa. Średnio przeprowadzanych jest 12 tys. testów dziennie – może być nawet 20 tys.

Rząd płaci za testy zlecone przez władze. Kto chce je przeprowadzić samodzielnie i nie ma żadnych objawów, musi za nie zapłacić równowartość około 140 dol. 

W Korei pracuje też 130 specjalnych oficerów ds. kwarantanny. To oni, a nie lekarze jak we Włoszech, zajmują się poszukiwaniem osób do kolejnych testów. To znakomicie odciąża pracę lekarzy. Reuters opisuje w tekście przypadek włoskiego lekarza z Bolonii, który stracił 12 godzin na ustalenie, kogo mógł  zarazić jeden chory już na koronawirusa. W tym czasie medyk nie mógł pomagać poważnie chorym.

Koreańczycy próbują też odciążyć lekarzy poprzez stworzenie systemu, który informuje chorych na domowych kwarantannach, że zwolniło się właśnie miejsce w konkretnym szpitalu i mogą do niego dotrzeć, jeżeli ich stan zdrowia tego wymaga.

Foto: Gerd Altmann z Pixabay.

Czytaj więcej: Lopinawir, Rytonawir, Remdesivir i Tocilizumab, czyli jak Włosi próbują leczyć zarażonych koronowirusem.
Czytaj więcej: Honeywell – nowy duży gracz na rynku komputerów kwantowych. Chce bardzo namieszać.

Podziel się artykułem