Dlaczego iPhone 13 nie jest i nie musi być bardzo innowacyjny

iPhone 13

Dla niektórych premiera nowej rodziny iPhone’ów w ubiegłym tygodniu mogła być nieprzyjemnym rozczarowaniem. Zamiast wielkich innowacji, raczej niewielkie zmiany. Niepotrzebnie się irytują. Tutaj gra już od dawna nie toczy się o to, by stworzyć najbardziej innowacyjny smartfon na rynku.

W technologicznych mediach – jak co roku przed premierą iPhone’ów – pisano cuda o tym, co może się za chwilę zdarzyć. Szczytem tych oczekiwań była plotka o tym, że smartfony Apple’a będą miały prawdopodobnie wbudowany modem do łączności satelitarnej i nawet na pustynii, poza zasięgiem sieci komórkowej, będzie można, jeżeli nie pogadać sobie ze znajomym, to przynajmniej wezwać pomoc przez satelitę. Nic z tego… To była tylko plotka. Żadnych takich  przełomowych wbijających w fotel nowości w iPhone’ach 13 nie ma. 

Celnie skomentował to dzień po premierze nowych telefonów Janne Korpela, Country Manager platformy Swappie, firmy zajmującej się masowym odświeżaniem i potem sprzedażą używanych iPhone’ów, a więc takiej, która na sprzęcie Apple’a zna się wyśmienicie i zarabia na nim niemało.

– iPhone 13 nie stanowi rewolucji na rynku urządzeń mobilnych, jaką były jego pierwsze generacje. Ale widzę spory krok w ciekawym kierunku. Poza tradycyjnie podkręconymi parametrami aparatów i dołożeniem więcej pamięci, pojawiają się usprawnienia, które użytkownicy docenią w dłuższej perspektywie. Specjalne ceramiczne szkło powinno lepiej chronić ekran, a bateria ma działać nawet 2,5 godziny dłużej niż w poprzedniej serii urządzeń. Oba te komponenty należą do najczęściej wymienianych części używanych iPhone’ów w centrum technologicznym Swappie. Usprawnienie ich jeszcze bardziej zwiększy żywotność telefonów Apple – napisał Korpela.

Dlaczego więc nowe iPhony, podobnie jak ich poprzednie generacje, choć nie wnoszą niczego przełomowego w świat współczesnej elektroniki, kosztują absurdalne pieniądze i dlaczego nadal śnią o nich miliony?

Odpowiedź jest banalnie prosta. iPhone to nie jest przeciętny smartfon. To jest luksusowy smartfon. Tak jak luksusowy może być samochód marki Mercedes. To wiele tłumaczy – nie tylko ekstremalną cenę.

Na przykład to – choć niektórych to może bawić lub irytować – że posiadanie iPhone’a bywa nobilitujące. Tak jak posiadanie BMW lub Mercedesa.

To też wyjaśnia powodzenie takiej firmy jak Swappie i duży rynek używanych iPhone’ów. Nie brakuje takich, którzy chcą bowiem dotknąć luksusu, nawet w wersji już lekko przechodzonej.

Za luksusem idzie też wysoki komfort obsługi, staranny design, ponadprzeciętna trwałość i przewidywalność oraz stabilność pracy. To brzmi jak tekst reklamowy, ale faktycznie iPhony takie są. To im jest niezbędne. 

Nie muszą już natomiast oferować satelitarnych połączeń, najlepszych osiągów w grach, aparatów z największym zoomem lub nawet zaginanych innowacyjnych ekranów. To ryzykowne technologie, które niełatwo pogodzić z koncepcją luksusowej elektroniki.

I jeszcze jedno. Krytycy Apple’a mówią, że te iPhony, iPady i ich komputery to przede wszystkim marketing – w domyśle wielki balon pełnej fałszu reklamy. Bez przesady. Marketing Apple ma faktycznie doskonały, ale on jest tylko częścią całego biznesu. Biznesu, który kręci się dookoła – znowu to słowo-klucz – luksusu. 

Apple nie odkrył tu Ameryki. Robi to samo co producenci bardzo drogich samochodów, zegarków, perfum czy nawet topowych grilli ogrodowych – tworzy solidny, przemyślany w detalach produkt i dodaje do niego równie przemyślane i wysmakowane reklamy. To działa. Ale ten produkt – pamiętajmy trzeba jednak mieć…

Foto: Apple.

Czytaj więcej: Nadciąga kolejny „tani” iPhone. Co będzie nowego w modelu SE 3?
Czytaj więcej: Masz motocykl? To lepiej nie kupuj iPhone’a.

Podziel się artykułem