We wtorek legendarny amerykański producent motocykli opublikował najnowsze dane finansowe. Są słabsze niż rok temu. I co gorsza, w przyszłości może być jeszcze gorzej.
Dla amerykańskiego pokolenia powojennego wyżu demograficznego określanego terminem „baby boomers” marka Harley-Davidson znaczyła co najmniej tyle, co iPhone dla ich wnuków. Wielkie motocykle majestatycznie połykające kilometry amerykańskich dróg międzystanowych były ich marzeniem i zarazem jedną z największych ikon Ameryki.
Niestety, miłość późniejszych pokoleń do Harleya-Davidsona nie była i nie jest już tak wielka. Wielkie, hałaśliwe motocykle, kojarzone głównie z zarośniętymi, ubranymi w skórę motocyklistami, coraz częściej do tego w mocno dojrzałym wieku, nie przyciągają tak jak wcześniej w czasach wyrafinowanej elektroniki, ekologii i zdrowego stylu życia. Nadal ekscytują niektórych, ale już nie niemal wszystkich.
We wtorek Harley-Davidson podał prognozy sprzedaży swoich maszyn w tym roku. Amerykańska spółka zakłada, że sprzeda ich od 241 do 246 tys., a więc o około 20 tys. mniej niż w ubiegłym roku. Głównie dlatego, że pokolenie baby boomers się starzeje. A motocykl to raczej nie jest pojazd idealny dla przeciętnego staruszka.
Ponadto marka traci rynek na rzecz swoich konkurentów – głównie japońskiej Hondy. Udział Harleya w amerykańskim rynku tzw. dużych motocykli skurczył się o jeden p. proc. w ciągu roku – do 48,5 proc.
To oczywiście nadal sporo, ale ta jednoprocentowa zmiana w udziale rynku oznacza np., że kultowy producent motocykli sprzedał ich w minionym kwartale w USA aż o 9,3 proc. mniej niż rok temu. I niewiele lepiej jest poza granicami Stanów Zjednoczonych. Na eksport w drugim kwartale tego roku Harley-Davidson wysłał o 6,7 proc. mniej motocykli, niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.
Nie dziwi więc, że maleją zyski i przychody. Te pierwsze spadły w drugim kwartale do 258,9 mln dol. z 280,4 mln dol. rok temu, a przychody odpowiednio z 1,67 mld dol., do 1,58 mld dol.
Harley-Davidson musi wymyślić coś nowego, co przyciągnie nowe tłumy. Inaczej grozi mu, że stanie się naprawdę bardzo niszową marką.