Siły Kosmiczne Stanów Zjednoczonych opublikowały obszerny plan swych działań. Walki w kosmosie to wyłącznie kwestia czasu.
„Wojna w kosmosie: ramy dla planistów” (Space Warfighting. A Framework for Planners) – tak nazywa się dokument opublikowany właśnie przez U.S. Space Force. W nim na 20 stronach planiści Pentagonu piszą, jak patrzą na kosmos i jak chcą w nim chronić amerykańskich interesów.
Dowiadujemy się z niego, że kosmos staje się coraz ważniejszy. – Od czasu umieszczenia pierwszego satelity na orbicie w 1957 roku przestrzeń kosmiczna stała się w coraz większym stopniu podstawą współczesnego życia – czytamy na początku dokumentu.
Dotyczy to również sprzętu i operacji militarnych. Bardzo często od zainstalowanych na orbicie satelitów zależy nie tylko zwiad i poznanie zamiarów wroga, ale również funkcjonowanie wielu systemów uderzeniowych – w tym naprowadzanych satelitarnie rakiet.
Amerykańscy planiści spostrzegają, że wiedzą to też ich wrogowie. Dlatego też, ich zdaniem, dostęp do kosmosu i swoboda korzystania z niego przestaje być oczywista.
– Z tego powodu nadrzędnym celem Sił Kosmicznych jest osiągnięcie przewagi kosmicznej — zapewnienie naszym siłom swobody poruszania się w kosmosie przy jednoczesnym odmówieniu tej samej możliwości naszym przeciwnikom – tłumaczą amerykańscy wojskowi.
Prowadzić operacja obronne i ofensywne w kosmosie będą jego strażnicy. Dokładnie słowem „Guardian” Amerykanie nazywają żołnierzy U.S. Space Force. Ich głównym zadaniem na najbliższą przyszłość będzie obrona amerykańskich instalacji na orbity okołoziemskiej i zwalczenie na niej obiektów wroga. Operacje militarne na Księżycu lub Marsie to jeszcze dalsza przyszłość.
W dokumencie wymieniono kilka przykładów operacji, które będą przeprowadzać amerykańscy strażnicy kosmosu. Będą więc mogli np. zniszczyć lub unieruchomić wrogiego satelitę, który mógłby zostać wykorzystany do wsparcia operacji naziemnych przeciwnika. Takich jak śledzenie amerykańskich okrętów lub naprowadzanie pocisków rakietowych.
Amerykańskie wojska będą mogły też blokować połączenia satelitów przeciwnika z ich centrami kontroli na ziemi. No i w końcu, we współdziałaniu z innymi rodzajami wojsk USA, mogą przeprowadzić atak naziemny na wrogie wyrzutnie, anteny lub naziemne centra dowodzenia kontrolujące operacje kosmiczne.
Dokument wspomina, co nawet zabawne w świetle operacji militarnych, o konieczności pewnych zrównoważonych działań przy zwalczaniu wroga na orbicie. Strzelanie rakietą do chińskiego satelity raczej więc odpada, bo jego resztki będą potem gigantycznym problemem również dla Amerykanów. Co innego jego „subtelne” zrzucenie z orbity na Ziemię…