W Budapeszcie w czwartek Orban razem z szefem BYD Wangiem Chuanfu podpisali uroczyście umowę o współpracy strategicznej.
Premier Węgier konsekwentnie zacieśnia współpracę z Chinami. W czwartek Orban i Wang Chuanfu, prezes BYD podpisali umowę o utworzeniu w stolicy Węgier europejskiej centrali i centrum badawczo-rozwojowego chińskiego koncernu.
Dzięki niemu, jak powiedział Wang na konferencji prasowej, powstanie 2000 miejsc pracy. Nowy ośrodek będzie pełnił trzy funkcje. Będzie to centrum sprzedaży i usług posprzedażowych oraz miejsce, gdzie będą testowane i opracowywane lokalne wersje samochodów BYD.
– Chiny są liderem w dziedzinie technologii pojazdów elektrycznych, a strategiczne partnerstwo z nimi pomoże wprowadzić Węgry w nową erę technologii EV – skomentował Orban podpisanie umowy o współpracy strategicznej z największą chińską firmą motoryzacyjną.
Nowe Centrum BYD w Budapeszcie jest kolejnym wspólnym węgiersko-chińskim projektem w obszarze motoryzacji. Koncern z Shenzhen od kwietnia 2016 roku montuje na Węgrzech w Komáromie autobusy elektryczne. Ma też mniejsze zakłady produkujące podzespoły w miejscowościach Fót i Páty. A od ubiegłego roku buduje swój drugi węgierski zakład w Szeged. W nim mają powstawać samochody osobowe. Zarówno hybrydy, jak i elektryki. I ten zakład od kilku miesięcy bardzo interesuje Brukselę.
W teorii bowiem ma zatrudnić około 10 tys. Węgrów i produkować rocznie w pierwszej kolejności 200 tys. samochodów a potem nawet 350 tys. Problem jest tutaj ze słowem „produkować”.
Zdaniem unijnych urzędników, BYD planuje importować na Węgry większość komponentów pojazdów, w tym np. akumulatory do elektryków z Chin. W związku z tym nowy zakład wg nich przyniesie niewielkie korzyści Węgrom i Unii Europejskiej. Tak więc kolejny węgiersko-unijny wisi w powietrzu.
Wynik tego sporu będzie miał też znaczenie dla Chińczyków. BYD dynamicznie rozwija sprzedaż w Europie. Wchodzi tutaj na kolejne rynki, tylko w kwietniu sprzedał ponad 11 tys. samochodów. Jeżeli zostanie uruchomiona węgierska montownia będzie ich bez porównania więcej. I na tym, co oczywiste, stracą europejskie koncerny motoryzacyjne.