W czwartek nad ranem polskiego czasu SpaceX wystrzelił kolejną, ósmą już, porcję satelitów Starlink. Z kilku powodów ta misja była inna od wcześniejszych.
SpaceX faktycznie staje się przede wszystkim przedsięwzięciem biznesowym niż naukową zabawką ekscentrycznego milionera. Lotów w kosmos przybywa. W sobotę rakieta Falcon 9 poleciała ze statkiem Crew Dragon i dwoma astronautami na orbitalną stację kosmiczną, kilka dni później inny egzemplarz tej rakiety dostarczył na orbitę 60 kolejnych satelitów Starlink mających wkrótce zacząć rozsiewać niedrogi szybki internet dla każdego zainteresowanego nim mieszkańca Ziemi.
W sumie na orbicie znajduje się już 480 satelitów firmy Elona Muska – a może być nawet 12 tys.
Najnowsza misja w ramach programu Starlink jest pod wieloma względami wyjątkowa. Po pierwsze, jeden z 60 satelitów jest inny od pozostałych. Zainstalowano w nim specjalną rozkładaną osłonę, która ma zmniejszyć ilość odbijanych przez satelitę promieni słonecznych.
Dzięki temu będzie on dużo mniej widoczny z Ziemi i nie będzie tym samym przeszkadzał astronomom w prowadzeniu obserwacji. Jeżeli osłona zadziała, wszystkie kolejne satelity Starlink będą wyposażone w podobne „daszki”.
Ale to nie wszystko, co było wyjątkowe w misji Starlink 8. Rakieta Falcon 9 po wystrzeleniu satelitów bezpiecznie powróciła na Ziemię – wylądowała na autonomicznej barce na morzu i zrobiła to już (dokładnie ten jej egzemplarz) już piąty raz. To rekord. I zapewne ten Falcon 9 za jakiś czas ponownie wybierze się w podróż.
Misja Starlink 9 została ponadto zrealizowana równo 10 lat po tym, jak w kosmos poleciała pierwsza rakieta Falcon 9. Mamy więc okrągłą rocznicę i Musk naprawdę ma już co świętować.
Foto: SpaceX.
Czytaj więcej: Dokowanie do stacji orbitalnej atakiem Crew Dragon nie jest łatwe. Możesz to sam sprawdzić w bezpłatnym symulatorze.
Czytaj więcej: Amerykanie lecą w kosmos, a Rosjanie mówią o budowie nowego promu kosmicznego.