Trump nakłada cła na panele słoneczne i pralki. Świat się coraz bardziej denerwuje

Wilbur Ross, sekretarz handlu USA, powiedział w środę, że amerykańskie władze badają, czy istnieje możliwość podjęcia działań w związku z chińskimi naruszeniami własności intelektualnej. Stało się to zaraz po tym, jak Donald Trump podniósł drastycznie cła na pralki i panele słoneczne.

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin administracja Donalda Trumpa wykonała kilka znaczących ruchów uderzających w chińskie interesy handlowe.

W poniedziałek amerykański prezydent zatwierdził nowe opłaty celne na sprowadzane do Stanów Zjednoczonych panele słoneczne i duże pralki. Te pierwsze zostały obłożone cłem wysokości 30 proc. w 2018 roku. Stawki mają stopniowo spadać do 15 proc. w 2021 roku. Największym producentem paneli słonecznych na świecie i zarazem największych ich importerem do Stanów są właśnie chińskie firmy.

Na pralki natomiast nałożono cło importowe wysokości 20 proc. w wypadku pierwszych zaimportowanych 1,2 mln sztuk. Gdy limit ten zostanie przekroczony, cło wzrośnie aż do 50 proc. Nowe opłaty spadną odpowiednio do 16 i 40 proc. w trzecim roku obowiązywania.

W środę natomiast ważne słowa powiedział Wilbur Ross, sekretarz handlu USA. Poinformował, że amerykańskie władze sprawdzają, czy istnieje możliwość podjęcia działań w związku z chińskimi naruszeniami własności intelektualnej i nazwał chińską strategię rozwoju technologii „bezpośrednim zagrożeniem” dla amerykańskich interesów. Taka opinia wyraźnie sugeruje, że antychińskie działania Amerykanów nie muszą skończyć się na ostatniej decyzji o podniesieniu ceł.

Trump blokuje ważny zakup Chińczyków. Wyjątkowa decyzja. Pekin protestuje

Zdecydowane odpowiedzi ze świata

Decyzja Trumpa o podniesieniu ceł spotkała się z natychmiastową odpowiedzią Chińczyków. Najpierw nazwały reakcję Amerykanów przesadną. A we wtorek chińskie ministerstwo handlu wyraziło silne niezadowolenie z powodu nowych ceł USA, dodając, że decyzja amerykańskiego prezydenta dodatkowo pogarsza warunki w jakich funkcjonuje globalny handel.

Chiny mają przy tym nadzieję, że Stany Zjednoczone powstrzymają się od stosowania tego rodzaju narzędzi. Zapowiedziano również, że Pekin będzie zdecydowanie bronił swoich interesów.

W środę do powyższego doszło stanowisko chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych. – Protekcjonizm jest mieczem obosiecznym. Rani nie tylko atakowanego, ale i atakującego – oświadczyła Hua Chunying, rzeczniczka chińskiego MSZ.

Nowe cła nałożone na Amerykanów zirytowały nie tylko Chińczyków. – Rząd Meksyku jest bardzo rozczarowany, że Stany Zjednoczonego nałożyły cła również na produkty wytwarzane w Meksyku – oświadczyło meksykańskie ministerstwo gospodarki i przypomniało, że w 2016 roku Meksyk wyeksportował do USA pralki za kwotę 278 mln dol. i panele słoneczne o wartości 1,13 mld dol.

Meksyk zapowiedział, że będzie szukał rekompensaty ze strony USA, którą jego zdaniem przewidują regulacje, renegocjowanego właśnie, ale ciągle obowiązującego, porozumienia NAFTA.

Decyzję o cłach skrytykował też Seul. Południowi Koreańczycy zapowiedzieli, że zaskarżą ją do Światowej Organizacji Handlu. Tutaj nie ma się co dziwić. Cła na panele zabolą najbardziej Chińczyków, te na pralki uderzają głównie w koreańskiego Samsunga i LG. Razem te dwie firmy sprzedają do USA od 2,5 do 3 mln dużych pralek rocznie – to mniej więcej jedna czwarta rynku tych urządzeń w Stanach.

Czy rząd naprawdę walczy ze smogiem? Tylko jedno ministerstwo może się czymś pochwalić

Strzał w stopę?

Trump i Ross nie obawiają się groźnych dla USA działań odwetowych podjętych przez inne kraje – w tym głównie Chiny. Twierdzą, że nowe amerykańskie cła nie wywołają wojny handlowej na dużą skalę.

Nie wiadomo jednak, jak na cła odpowie Pekin. Na razie ograniczył się tylko do słownej interwencji, ale chiński tabloid Global Times, wydawany przez Komunistyczną Partię Chin rozpisywał się dość długo w środę, co Chiny mogą złego zrobić Amerykanom.

Rozważano np. ograniczenie zakupów amerykańskiej wołowiny, zablokowanie wyjazdów chińskich studentów na uczelnie w Stanach, zmniejszenie zakupów samochodów z USA a nawet sprzedaż na rynku części amerykańskich obligacji, których prawdziwą górę posiada chiński rząd. – Te działania na pewno nie zwiększą popularności partii rządzącej teraz w Waszyngtonie – twierdzi chiński dziennik.

Co również ważne, decyzja o nowych sankcjach – zwłaszcza na panele słoneczne – jest mocno krytykowana również w USA. Nie podoba się między innymi… Amerykańskiemu Stowarzyszeniu Przemysłu Energii Słonecznej.

– Nie jesteśmy szczęśliwi z powodu tej decyzji – powiedziała Abigail Ross Hopper, prezes tego stowarzyszenia. – To podstawy ekonomii. Jeżeli podniesiesz cenę produktu, to prowadzi to do zmniejszenia popytu na niego – tłumaczyła na konferencji prasowej.

Wg szacunków jednej z wiodących amerykańskich grup instalujących panele słoneczne, nowe cła spowodują spadek ich instalacji w USA w tym roku aż o 20 proc. i spowodują likwidację aż 23 tys. etatów.

Tak faktycznie może się stać, ponieważ w USA w całym przemyśle „słonecznym” pracuje teraz 260 tys. osób – jest ich tak na marginesie około pięć razy więcej niż teraz górników za oceanem. Tylko 38 tys. z nich produkuje panele – reszta zajmuje się ich instalacją. I właśnie wśród nich dojdzie, dzięki cłom Trumpa, do dużych zwolnień.

Amerykanie mogą stracić miliardy przez ryzykowny pomysł Trumpa. I nie tylko oni

Trump chroni zagraniczne firmy

A smaczku całej historii dodaje jeszcze fakt, że najwięcej na cłach mogą zyskać… zagraniczni producenci paneli w USA – spółki Suniva i SolarWorld.

Pierwsza z nich w większości należy do Shunfeng International Clean Energy, chińskiej spółki z Hongkongu. A druga to amerykański oddział niemieckiego producenta SolarWorld AG.

Czytaj więcej: W luksusowym Ritzu Saudowie nadal przetrzymują podejrzanych.
Czytaj więcej: Ambitne plany Pekao. Bank wraca do korzeni. Chce otworzyć biura w Nowym Jorku i w Londynie.

Podziel się artykułem