Szef Lockheeda, producenta F-35, powiedział, że „w stosunkowo skromnych ramach czasowych” pilot w tym samolocie stanie się opcją.
Do tej pory drony kojarzyły nam się raczej z niewielkimi konstrukcjami atakującymi rosyjskich agresorów na Ukrainie lub nieco większymi latającymi powoli i wysoko maszynami rozpoznawczymi. Ale nikt jeszcze nie proponował drona o możliwościach współczesnego myśliwca wielozadaniowego. To się właśnie zmieniło.
Dyrektor generalny firmy Lockheed Martin Jim Taiclet powiedział na konferencji Bernstein’s Strategic Decisions Conference, że w stosunkowo krótkim czasie jego firma może uczynić pilota w samolotach F-35 opcją. Jak krótkim? 2-3 lata – mówił Taiclet.
Ta wypowiedź szefa firmy, która produkuje F-35 wpisuje się w to, co powiedział mniej więcej miesiąc temu. Po tym jak Lockheed przegrał przetarg na budowę nowego myśliwca F-47. Taiclet zapowiedział, że jego firma przeniesie część rozwiązań stworzonych dla projektu nowego samolotu do F-35. Powstanie ulepszona wersja znanego myśliwca – będzie to taka, jak mówił, piąta generacja plus. Inaczej „Ferrari w tej klasie”.
Teraz pojawiły się konkrety. W F-35 mogą pojawić się nowe radary i lepsze powłoki stealth pochłaniające zarówno fale radarowe, jak i obniżające emisję ciepła. Będą mogły być też zainstalowane nowe systemy walki elektronicznej – w tym do do zakłócania pracy systemów naprowadzania w rakietach.
Taiclet mówił także o ulepszenia do wymiany informacji z innymi samolotami, dronami, a nawet satelitami. No i o wspomnianym już oprogramowaniu autonomicznym, które pozwala wyeliminować pilota z kabiny F-35.
Lockheed chce te zmiany wprowadzać stopniowo – zgodnie z potrzebami zgłaszanymi zarówno przez amerykańską armię, jak i jej sojuszników. Możliwe więc, że kiedyś w przyszłości takim daleko idącym modyfikacjom zostaną poddane i polskie F-35. Przypomnijmy, że nasza armia zamówiła ich 32. Pierwsze mają trafić nad Wisłę w przyszłym roku. Nasi piloci się już szkolą.