W amerykańskim kinie wraca temat, który jeszcze dekadę temu wydawał się zamkniętym rozdziałem – groźba wojny nuklearnej.
Po latach dominacji filmów o sztucznej inteligencji, pandemii i zmianach klimatu, Hollywood ponownie spogląda w stronę arsenałów atomowych. Symboliczny powrót otwiera nowy film Kathryn Bigelow – „Dom pełen dynamitu” („A House of Dynamite”). Właśnie trafił do kin w USA, a na Netfliksie w Polsce zadebiutuje 24 października.
20 minut do końca świata
Scenariusz filmu brzmi jak klasyczny thriller zimnowojenny, przeniesiony w realia XXI wieku. W jednej z baz na Alasce amerykańskie wojsko wykrywa pojedynczą głowicę nuklearną zmierzającą w stronę kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Nie wiadomo, skąd została wystrzelona – z Rosji, Iranu, Korei Północnej, a może przez Chiny udające kogoś innego? Jeśli system antyrakietowy jej nie przechwyci, uderzy w ciągu 20 minut.
Reżyserka pokazuje te same dramatyczne minuty trzy razy – z perspektywy różnych osób podejmujących decyzje na granicy histerii i heroizmu. Na ekranie pojawiają się m.in. Anthony Ramos jako major z alaskiej bazy, Rebecca Ferguson w roli szefowej sztabu w Białym Domu, Idris Elba jako prezydent USA oraz Jared Harris jako sekretarz obrony, który dowiaduje się, że w zasięgu wybuchu może znaleźć się jego córka.
Kathryn Bigelow znów trzyma widza na krawędzi fotela
Bigelow – pierwsza kobieta nagrodzona Oscarem za reżyserię („The Hurt Locker”) – ponownie udowadnia, że w kinie akcji i napięcia nie ma sobie równych. „Dom pełen dynamitu” to film, który – jak napisał recenzent NPR – dosłownie trzyma na krawędzi fotela. Reżyserka perfekcyjnie kontroluje tempo. A zdjęcia Barry’ego Ackroyda i montaż Kirka Baxtera nadają opowieści rytm przypominający pulsujący zegar odliczający ostatnie sekundy przed katastrofą.
Iluzja kontroli nad atomem
Film Bigelow przypomina, że amerykańska strategia odstraszania nuklearnego od dekad opiera się na skomplikowanych procedurach, które mają dawać wrażenie panowania nad sytuacją. Tymczasem – jak pokazuje „Dom pełen dynamitu” – w momencie prawdziwego zagrożenia wszystko się rozpada. Nie działają łącza satelitarne, doradcy nie odbierają telefonu, a czas ucieka nieubłaganie.
To nie tylko thriller, ale też ostrzeżenie. Szczególnie aktualne dziś, gdy globalne arsenały jądrowe znów rosną, a władzę w wielu krajach sprawują przywódcy o coraz bardziej agresywnej retoryce.
Ostrzeżenie, które znów może zostać zignorowane
Podobnie jak wcześniejsze filmy ostrzegające przed atomowym chaosem – od kultowego „Dr. Strangelove” po „The Day After” – również „Dom pełen dynamitu” nie zmieni raczej rzeczywistości. Ale przypomina, że w epoce cyberataków i rywalizacji mocarstw groźba nuklearna wcale nie zniknęła.
Film Kathryn Bigelow to nie tylko świetnie zrealizowany thriller, lecz także znak czasów. Dowód, że amerykańskie kino znów boi się atomu. I że lęk ten, niestety, znowu może być uzasadniony.
Foto: Netflix.