Trump w piątek ogłosił wypuszczenie kryptowaluty $TRUMP w mediach społecznościowych. W dwa dni podrożała ponad 800 proc.
Kiedyś władcy bili własne monety. Zarabiali na tym naprawdę niezłe pieniądze. Teraz nowy demokratycznie wybrany prezydent elekt kilkadziesiąt godzin przed inauguracją swojego urzędu wydaje własną kryptowalutę $TRUMP.
Od piątkowego debiutu do niedzieli w południe nowy cyfrowy pieniądz podrożał o ponad 800 proc. Tym samym Trump, który poprzez powiązane spółki, ma 80 proc. wszystkich „trumpcoinów” stał się posiadaczem – NA PAPIERZE – majątku o wartości blisko 53 mld dol…. Po prostu kosmos.

Na razie jednak nowy pozyskany majątek nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych istnieje wyłącznie w świecie wirtualnym. Trump nie może od tak pozbyć się swoich tokenów. W regulaminie nowej kryptowaluty zapisano precyzyjnie, jak ma wyglądać trzyletni plan rozwoju rynku $TRUMP.
Niemniej Trump już stworzył nowy cyfrowy rynek warty teraz blisko 70 mld dol. Jego kryptowaluta ma spore szanse stać się największym memecoinem, a więc kryptowalutą odnoszącą się do mema lub sławnej osoby. I prześcignąć promowanego przez Elona Muska dogecoina.
Trump swoją kryptowalutę ogłosił w piątek w mediach społecznościowych podczas balu „Cryptoball”. Zorganizował go w Waszyngtonie dla przedstawicieli świata krytpowalut.
Jest ich zresztą ostatnio wielkim zwolennikiem. Zapowiada „uczynienie z Ameryki światowej stolicy kryptowalut”. Zdążył też już powołać specjalnego doradcę ds. kryptowalut i sztucznej inteligencji. Rolę tę pełnić ma przyjaciel Elona Muska, David Sacks.
Cała ta historia wydaje się, bijącym wszelkie wcześniejsze pomysły wielu polityków, konceptem na dodatkową monetyzację ważnego urzędu i związanej z nim popularności. Trump bije tu wszelkie dotychczasowe rekordy. To co wymyślił, jest lepsze od pisania książek po zakończeniu kadencji lub występów na gościnnych wykładach czy nawet wejścia do rad nadzorczych spółek rosyjskich oligarchów.
Amerykański Forbes ostrzega, że emisja „trumpcoina” może budzić wątpliwości etyczne. Jego zdaniem bowiem natura kryptowaluty pozwala na inwestowanie w nią podmiotom z całego świata, co otwiera drogę do możliwej korupcji.
Gdybym był Amerykaninem, to o to martwił bym się najmniej. Groźniejsze chyba jest traktowanie prezydentury jako narzędzia do osiągania niezwykłych wręcz korzyści finansowych. Oczywiście Trump robił to już wcześniej, przed nim próbowali inni. Ale to wszystko przy pomyśle z „trumpcoinami” wygląda jak nieudolna amatorszczyzna.
Foto: Fight Fight Fight LLC.