Pewien mieszkaniec Bremerhaven, w trakcie popołudniowej rozgrywki w Pokémon GO, wpadł do lodowatego morza, próbując upolować wirtualnego potwora.
Można powiedzieć, nieco żartując, że gry na smartfony naprawdę mogą być skrajnie niebezpieczne. Dowód przedstawiła właśnie niemiecka policja.
Kilka dni temu mieszkaniec Bremerhaven, miasta leżącego na północy Niemiec u ujścia Wezery do Morza Północnego, wybrał się na późno popołudniowe polowanie na pokémony.
Dla tych, co nie wiedzą, są to takie wirtualne stwory, które występują w grze Pokémon GO działającej na smartfonach. Korzysta ona z technologii rozszerzone rzeczywistości, przez co pokémony pojawiają się dookoła nas. Tyle tylko, że widzimy je przez aparat w naszym telefonie.
Upolować pokémona – zwłaszcza jakiś jego bardziej unikatowy rodzaj – nie jest łatwo. W grze Pokémon GO, biegając po mieście, naprawdę można się zatracić. I to spotkało właśnie naszego bohatera z Bremerhaven.
Nie taki młody już Niemiec, ścigając pokémona z nosem wbitym w komórkę, wbiegł na długie betonowe molo Seebäderkaje w Bremerhaven. Ono nie ma barierek i znajduję się u samego ujścia Wezery do Morza Północnego.
Było już ciemno i jakoś wielbicielowi polowania na wirtualne potwory umknęło, że w pewnym momencie twardy grunt na pomoście się kończy. Gracz w Pokémon GO wpadł więc z wysokości kilku metrów do wody o temperaturze jakiś 4 stopni.
Miał dużo szczęścia. Po pierwsze, umiał pływać. Po drugie, spadając, w nic nie uderzył poza wodą. I po trzecie, nie był sam. Towarzyszący mu kolega krzykiem wskazał pływakowi, gdzie jest najbliższa drabinka, którą można dostać się z powrotem na pomost. To była ważna wskazówka, bowiem do niespodziewanej kąpieli doszło, kiedy było już naprawdę ciemno.
Cała sprawa skończyła się więc szczęśliwie, wyłącznie lekką hipotermią i utratą smartfonu. A mogło być naprawdę niefajnie.