Hakerzy z izraelskiej armii umieścili wirusa w pagerach wykorzystywanych przez terrorystów z Hezbollachu, doprowadzając do silnej eksplozji ich baterii.
Izrael słynie z bardzo skutecznych cyberoperacji. W przeszłości udało mu się np. zniszczyć za pomocą odpowiedniego wirusa komputerowego znaczną część irańskich wirówek wzbogacających uran, co znacząco spowolniło pracę nad rozwojem broni atomowej przez Teheran. Jego agenci z powodzeniem też od lat lokalizują groźnych terrorystów, korzystając z cyfrowych rozwiązań, co pozwala na ich późniejszą eliminację.
Teraz do listy udanych izraelskich cyberoperacji trzeba doliczyć atak na kilka tysięcy pagerów wykorzystywanych przez członków Hezbollachu.
Zainstalowano w nich wirusa, który doprowadził do wybuchu baterii w urządzeniu. Detonacje były tak silne, że w ich wyniku – jak podał minister zdrowia Libanu – zginęło 9 osób, a aż około 2800 zostało rannych, w tym 200 jest w stanie krytycznym. Do listy ofiar cyberataku Izarela doliczyć należy również co najmniej 14 osób z pagerami, które znajdowały się w Syrii.
Wybuchy pagerów doprowadziły do poważnych obrażeń głównie twarzy, rąk i brzucha – w tym np. utraty wzroku lub kończyn. To, że były silne, widać m.in. na krążących w internecie filmach zarejestrowanych przypadkiem przez kamery przemysłowe – zainstalowane np. na placach targowych.
Wśród ofiar cyberataku znalazł się m.in ambasador Iranu w Bejrucie – jego obrażenie nie są poważne. Szczęścia nie miała natomiast 10-letnia córka członka Hezbollahu, która zginęła w Dolinie Bekaa we wschodnim Libanie, gdy eksplodował pager jej ojca.