Koniec zwykłych ładowarek? Motorola ładuje telefony na odległość

ładowanie na odległość

Motorola dysponuje technologią, która pozwala ładować smartfony i inny sprzęt elektroniczny bezprzewodowo nawet 3 metry od specjalnej ładowarki.

Ładowanie smartfonów bezprzewodowo i to w sytuacji, gdy nie znajdują się bezpośrednio przy indukcyjnej ładowarce brzmi jak science-fiction, ale nie jest już absolutną nowością. W tym roku po raz pierwszy tą technologią pochwaliło się Xiaomi – jego rozwiązanie nosi nazwę Mi Air Charge i na demonstracyjnym filmie widzieliśmy, jak człowiek w pokoju chodzi z komórką, którą doładowywuje stojąca gdzież z boku specjalna ładowarka.

Teraz podobnym rozwiązaniem chwali się Motorola. Jej pomysł nazywa się Space Charging. W nim specjalna bezprzewodowa ładowarka jest w stanie przysłać energię do 4 urządzeń równocześnie znajdujących się maksymalnie do trzech metrów od niej. 

W tej technologii wykorzystywane są fale o milimetrowej długości, które przenikają przez przeszkody w rodzaju papieru, tkanin, może i mebli… Nie wiemy, jak szkodliwe mogą być te fale dla człowieka, ale Motorola wspomina, że ładowarka Space Charging wykrywa obecność ciała człowieka i wtedy przestaje doładowywać smartfon.

Motorola nie podała informacji o jej mocy, ale w sieci niektórzy spekulują, że to 5 W. Mało, ale po pierwsze ładowanie na odległość może odbywać się ciągle. Po drugie, to absolutnie wystarczająca moc do wielu niewielkich urządzeń elektronicznych w rodzaju np. słuchawek lub zegarków.

Ponadto technologia Space Charging z pewnością będzie rozwijana. A to oznacza, że w przyszłości możemy doczekać się nie tylko ładowanych na odległość telefonów, ale np. dronów doładowywanych z naziemnych stacji. 

Tego typu rozwiązania są też podstawą do budowy np. wielkich elektrownii słonecznych na orbicie okołoziemskiej, pracujących cały czas, bo nigdy nie zasłoni ich cień Ziemi.

Foto: Motorola.

Czytaj więcej: LG Xboom 360 – czyli głośnik na ogrodowe imprezy, który przypomina lampkę.
Czytaj więcej: Smartfon nawet na 7 lat? Taki pomysł mają Niemcy.

Podziel się artykułem