W branży lotniczej można teraz sporo zarobić – na lotach cargo. Na tym zyskują firmy zajmujące się przeróbką samolotów pasażerskich na transportowe. Na tym rynku mamy największy boom w historii.
Linie lotnicze z pewnością są wśród największych ofiar pandemii koronawirusa. Pasażerski ruch lotniczy niemal całkowicie zamarł, niewiele pomogła krótka chwila oddechu latem, a to jak jest źle można zilustrować wieloma liczbami – np. takimi, że LOT dostanie aż 2,8 mld zł pomocy od państwa by przetrwać, a Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Lotniczych (IATA) szacuje tegoroczne straty branży na astronomiczne niecałe 120 mld dol.
Linie próbują szukać ratunku między innymi w rozwoju przewozów cargo – i ten trend zaczął się zaraz jak tylko wybuchła pandemia. Zapotrzebowanie na lotniczy przewóz towarów bowiem gwałtownie wzrosło przez rozwój handlu internetowego. A większe zakupy – w tym elektroniki – przekładają się na konieczność przewiezienia większej liczby towarów samolotami. Nikt nie chce czekać długo na konsolę, komputer lub smartfon.
Jednak do przewożenia towarów, trzeba mieć odpowiednie samoloty. W normalnych czasach, przed pandemią, około połowa ładunków wożona były w ładowniach pod pokładem zwykłych samolotów pasażerskich. Teraz się już tak nie da – za mało lotów pasażerskich, za mało miejsca w małych ładowniach pod pokładem.
Lepszym rozwiązaniem jest korzystanie ze specjalnych samolotów transportowych, ale te są bardzo drogie. Linie lotnicze próbowały więc już wczesną wiosną wozić paczki na siedzeniach pasażerów – odpowiednio je zabezpieczając. Inne usuwały fotele z samolotów pasażerskich na czas takich lotów.
Ale można pójść krok dalej i nie tylko usunąć krzesła, ale przebudować jeszcze bardziej samolot pasażerski na transportowy – likwidując np. okna dla pasażerów, dodając odpowiednie szerokie wejście oraz specjalne uchwyty dla ładunków. Takie rozwiązanie jest drogie, ale i tak stanowi ledwo maksymalnie 10 proc. ceny nowego samolotu transportowego.
Konwersja samolotów na transportowe się opłaca
Linie lotnicze decydują się więc teraz coraz częściej na daleko idącą konwersję samolotów pasażerskich na transportowe, bo zakładają dwie rzeczy. Po pierwsze, nie liczą już na to, że pasażerski ruch lotniczy zostanie szybko odbudowany. Teraz prognozy mówią, że wróci do poziomów sprzed pandemii dopiero w 2024 roku. Może.
Po drugie, wierzą w to, że pandemia trwale zmieniła niektóre z naszych zachowań – w tym te dotyczące zakupów w internecie. Już zawsze będziemy po nie sięgać częściej niż w czasach przed koronawirusem.
No i konwersja jest opłacalna również dlatego, że nie warto teraz sprzedawać na rynku wyeksploatowany – nawet tylko częściowo – samolot pasażerski. Ich ceny spadły w czasie pandemii od kilkunastu do nawet niemal 50 proc. w zależności od modelu.
Na rynku jest kilka firm specjalizujących się w konwersji samolotów pasażerskich na transportowe – to między innymi amerykańska spółka Aeronautical Engineers i koncern Israel Aerospace Industries (IAI). Notują teraz ogromy wzrost zamówień na przeróbki – taki, że nie są w stanie odpowiedzieć na wszystkie zamówienia przewoźników.
Według danych firmy analitycznej Cirium w przyszłym roku konwersja samolotów na transportowe wzrośnie o 36 proc. w stosunku do tego roku (do 90 maszyn), a w w 2022 roku do 109 samolotów.
Linie lotnicze decydują się przy tym na przeróbki coraz nowszych konstrukcji – w tym Boeingów 737-800 I Airbusów A321.
Foto: IAI.
Czytaj więcej: Latasz często samolotem? To mocno niszczysz środowisko.
Czytaj więcej: Boeing 737 Max wraca do łask. Ryanair kupuje dodatkowe 75 sztuk.