Prawdopodobnie za chwilę ludzkość będzie miała wysoce skuteczną szczepionkę na koronawirusa. Jednak jej rozwiezienie po świecie i zaszczepienie milionów będzie ekstremalnie trudne.
Niemiecko-amerykańska szczepionka na Covid-19 firmy Biontech-Pfizer wywołała euforię na giełdach i nie ma się co dziwić. W końcu informacja o tym, że jej skuteczność w badaniach klinicznych tzw. trzeciej fazy przekracza 90 proc. i do tego lek jest bardzo dobrze tolerowany jest wyśmienita. W mrocznych czasach drugiej fali pandemii ludzkość w końcu zobaczyła światełko na końcu tunelu.
Niestety – dzisiaj już wiemy – że dojście do niego zajmie trochę czasu, łatwe nie będzie i nie wszyscy tam będą w stanie dojść i związane jest to z dystrybucją szczepionki a nie z koniecznością dokończenia badań nad nią i uzyskaniem stosownych zezwoleń. Badania i formalności powinny bowiem zakończyć się jeszcze w listopadzie.
Kluczowym składnikiem szczepionki Biontech-Pfizer jest sekwencja mRNA. Niestety takie struktury są niestabilne. W praktyce oznacza to, że preparat musi być przechowywany w bardzo niskiej temperaturze – najlepiej rzędu – 70 stopni Celsjusza. W wyższej – osiągalnej w zwykłej lodówki – wytrzyma, jak mówi Pfizer, najdłużej do pięciu dni.
Dodatkowym wyzwaniem jest dawkowanie szczepionki. Potrzebna są dwa zastrzyki – w odstępie trzech tygodni – pacjent nabywa przy tym odpornośc na koronawirusa w tydzień po drugim szczepieniu.
To razem powoduje, że globalna dystrybucja szczepionki Biontech-Pfizer zaczyna wyglądać na kosmicznie trudną do przeprowadzenia operację logistyczną, którą bogate kraje mają jeszcze szanse przeprowadzić w miarę sprawnie. Biedniejsze już niekoniecznie.
Szczepionka Biontech-Pfizer – dwa zakłady i skrzynie z suchym lodem
Pfizer wytwarza szczepionkę w dwóch wielkich zakładach – głównie w Kalamazoo w stanie Michigan w USA oraz w Puurs w Belgii. Tam już powstały instalacje wielkości dużego boiska piłkarskiego składające się ze setek specjalnych lodówek, w których magazynowane są szczepionki przed wysłaniem do potrzebujących.
Pfizer chce je pakować do specjalnych wyprodukowanych dla niego skrzyń z suchym lodem (zamrożony do ciała stałego dwutlenek węgla) i wyposażonych w GPS – producent chce nadzorować, gdzie każda ze skrzyń pojedzie i w jakim czasie dotrze do celu.
Zmieści się w nich od tysiąca do pięciu tysięcy dawek szczepionki – po 5 w malutkiej buteleczce.
Skrzynie będą w stanie utrzymać niską, odpowiednią temperaturę, przez maksymalnie 10 dni i to pod warunkiem, że nie będzie się ich otwierać częściej niż dwa razy dziennie.
To wszystko wymaga więc stworzenia na całym świecie centrów szczepień, gdzie będą docierały skrzynie z suchym lodem i szczepionkami. Stamtąd będą musiały być bardzo szybko rozdzielone do przenośnych, zwykłych już lodówek i podane potrzebującym w ciągu kilkudziesięciu godzin.
Łatwo więc jak widać nie będzie – zwłaszcza w krajach trzeciego świata, gdzie zwykła lodówka medyczna jest często już wyzwaniem.
Skala operacji dystrybucji szczepionki jest ogromna – Pfizer chce, by z jego zakładów wyjeżdżały w tym roku co najmniej 24 TIR-y dziennie z 7,6 mln dawek szczepionki. Pojadą na lotniska, gdzie samoloty transportowe rozwiozą je po świecie. Lotniska muszą przygotować odpowiednio schłodzone instalacje i hangary – im zimniej, tym lepiej. Takie intensywnie rozbudowuje teraz np. lotnisko we Frankfurcie, które chce być europejskim centrum dystrybucji nowej szczepionki.
To wszystko razem zapowiada się na naprawdę wielką i wyjątkową operację logistyczną. Nigdy wcześniej specjaliści od dostaw na czas nie musieli uporać się z takim zadaniem.
Foto: Biontech.
Czytaj więcej: Powrót do normalności możliwy dopiero pod koniec przyszłego roku.
Czytaj więcej: Duży koncern chciał zarobić krocie na leku przeciw COVID-19. Dlaczego na razie się nie udało?