Koronawirus doprowadził do największego w historii załamania w ruchu lotniczym. Cierpią na tym przewoźnicy, wiele tracą na tym również lotniska.
Agencja S&P opublikowała kilka dni temu najnowszą analizę dotyczącą sytuacji oraz perspektyw globalnego rynku lotniczego. Powiedzieć, że jest niedobrze to tutaj eufemizm.
Przede wszystkim analitycy S&P przeszacowali w dół swoje prognozy dla branży. Jeszcze niedawno spodziewali się, że w tym roku pasażerski ruch lotniczy skurczy się przez koronawirusa o 50-55 proc. Teraz uważają, że spadki będą głębsze – sięgną 60-70 proc. w porównaniu do przewozów z 2019 roku.
W przyszłym roku też będzie gorzej niż S&P prognozowała pod koniec maja. Teraz szacuje, że pasażerski ruch lotniczy skurczy się o 30-40 proc., a nie 25-30 proc., jak jej analitycy wcześniej uważali.
Za tym idzie wolniejszy powrót do normalności – do tłoku na niebie takiego jak w 2019 roku przewoźnicy będą musieli poczekać aż do 2024 roku.
Głębsze spadki i wolniejszy czas odbudowy rynku lotniczego to efekt – jak twierdzi S&P – zarówno przedłużającej się walki z pandemią, która będzie potężnie ciążyć aż do czasu wynalezienie szczepionki lub skutecznych lekarstw oraz zmiany pewnych nawyków. Chodzi tu głównie o to, że koronawirus nauczył korporacje, że podróże lotnicze w czasach wideokonferencji często nie są tak naprawdę konieczne – wiele rzeczy można załatwić zdalnie, co często oznacza nie tylko bezpieczniej, ale i szybciej. To zły prognostyk dla branży lotniczej.
Wielkie lotniska z wielkimi problemami
Z powyższym koreluje bardzo trudna sytuacja wielu lotnisk i związane z tym, często bardzo oryginalne pomysły na podreperowanie ich budżetów.
Bloomberg informuje np., że Changi w Singapurze, jeden z najlepszych portów lotniczych na świecie, zanotował w drugim kwartale spadek ruchu o 99 proc. w porównaniu do danych sprzed roku.
Przez to, by w jakiś sposób pokryć koszty utrzymania gigantycznej infrastruktury, w tym np. unikatowego kompleksu rekreacyjnego Jewel z tropikalną roślinnością i sztucznym wodospadem, władze portu wpadły na pomysł, by zacząć sprzedawać karnety mieszkańcom Singapuru na wejście do tej strefy relaksu. Zachęca ich również do zakupów w sklepach bezcłowych – wcześniej dostępnych wyłącznie dla podróżnych.
Z kolei lotnisko Ontario w Kalifornii uruchomiło na swoim parkingu kino samochodowe – zaczęło działać w czerwcu, a kanadyjski port lotniczy Edmonton poinformował w ubiegłym miesiącu o planach budowy na swoich terenach farmy fotowoltaicznej o mocy aż 120 MW.
Dodatkowych pieniędzy szuka też między innymi lotnisko w Monachium. Jego zarząd podpisał umowę z DHL-em na budowę terminalu pasażerskiego o wartości 70 mld euro na terenie, które do tej pory zajmował parking.
Biorąc pod uwagę, że chude czasy w branży lotniczej potrwają jeszcze długo, możemy być pewni, że o podobnych pomysłach do powyższych, to usłyszymy jeszcze nie raz. Ciekawe przy tym, czy sięgną po nie również nasze lotniska. Polska w końcu nie jest wyjątkiem – tutaj też porty lotnicze wykorzystywane są w bez porównaniu mniejszych stopniu niż przed pandemią.
Foto: TheDigitalWay z Pixabay.
Czytaj więcej: Virgin Galactic chce zbudować drugiego Concorde’a. Pomóc ma w tym Rolls-Royce.
Czytaj więcej: Trwa dramat linii lotniczych. I tak będzie aż do wyprodukowania szczepionki.