Kiedy płaci się 6499 zł za laptopa, to chciałoby się, by za te pieniądze faktycznie pozwalał na więcej. W wypadku nowego MacBooka Pro 13 wydaje się to możliwe dopiero po kolejnych dopłatach.
Można było spodziewać się więcej – tak chyba najszybciej można podsumować nowość w ofercie Apple, czyli MacBooka Pro w najmniejszym rozmiarze, czyli z wyświetlaczem o przekątnej 13 cali. Dlaczego? Bo to w końcu komputer, który ma być wydajnym, komfortowym i mobilnym sprzętem dla profesjonalisty. Tego podstawowe wersje mogą nie zapewnić.
Najtańszy MacBook Pro 13 (2020) kosztuje 6499 zł. Za te pieniądze dostajemy czterordzeniowy procesor Intel Core i5 1,4 GHz 8. generacji (Turbo Boost do 3,9 GHz) z 8 GB RAM, układem graficznym Intel Iris Plus Graphics 645, dyskiem SSD o pojemności 256 GB i dwoma portami Thunderbolt 3.
Do tego oczywiście dochodzi między innymi wysokiej jakości wyświetlacz Retina 13 cali (2560 na 1600 pikseli) i – to ważna nowość – inna niż w poprzednim modelu, solidniejsza klawiatura, nie z psującym się mechanizmem motylkowym.
Mało jak na komputer dla profesjonalisty. Brakuje tu przede wszystkim większej pamięci RAM, większego dysku i wydajniejszej karty graficznej – to wszystko z pewnością przydaje się przy intensywnej pracy. Mógłby być też mocniejszy procesor i więcej portów.
Część tych brakujących rzeczy w podstawowym modelu MacBooka Pro 13 można dokupić. RAM można rozbudować do 32 GB, procesor wymienić nawet na czterordzeniowy układ Intel Core i7 2,3 GHz 10. Generacji (Turbo Boost do 4,1 GHz), dołożyć do tego jeszcze dwa porty Thunderbolt 3 i wybrać dysk SSD o imponującej pojemności 4 TB. W tej topowej konfiguracji pojawia się też nieco wydajniejsza karta graficzna Intel Iris Plus Graphics.
Na takim laptopie można już zrobić naprawdę dużo, ale cena się robi kosmiczna – 18 899,00 zł. Szaleństwo.
Oczywiście można też kupić MacBooka Pro 13 w kilku innych konfiguracjach znajdujących się pomiędzy modelem najtańszym a najdroższym, ale to nie zmienia faktu, że by był to komputer naprawdę dla profesjonalisty, to trzeba się liczyć z wydatkiem na poziomie niecałych 10 tys. zł.
W sumie więc luksus dla nielicznych, na pewno nie na trudne czasy poepidemiczne. Ale Apple taki jest już od dawna – coraz droższy i coraz bardziej niszowy. Trochę jak Mercedes.
Foto: Apple.
Czytaj więcej: iPhone SE (2020) – czy warto kupić? Trzy powody za i trzy przeciw.
Czytaj więcej: Korzystasz aktywnie z Android Auto lub Apple CarPlay? To trochę tak jakbyś jeździł po pijaku.