Druga Mriya nie powstanie. Jest za droga

An 225 Mriya

Mriya, która wylądowała niedawno w Polsce, ma niedokończoną siostrę-bliźniaczkę. Jej właściciel wyklucza jednak zakończenie budowy drugiego egzemplarza największego samolotu na świecie.

Mriya jest absolutnie wyjątkowa. Ma 18 m wysokości, 84 m długości i rozpiętość skrzydeł sięgającą 88 m. Do tego na pokład jest w stanie zabrać ponad 250 ton ładunku – jej rekord tutaj to dokładnie 253,8 t.

Ostatni transport do Polski samolotem An-225 Mriya artykułów medycznych do walki z epidemię koronawirusa na tym tle jawi się jako daleki od rekordowego – 14 kwietnia przywiózł do Warszawy z Chin 80 t maseczek, kombinezonów i rękawiczek. 

Mriya powstała w 1988 roku w ramach rozwoju radzieckiego programu kosmicznego. Miała transportować części wahadłowca kosmicznego Buran i rakiety Energia. Niedokończony prom Buran to przewoziła nawet na swoich plecach, co wydawało się wtedy imponującym pokazem możliwości radzieckiego przemysłu lotniczego i kosmicznego.

Ukraiński koncern Antonov, do którego należą też linie transportowe Antonov Airlines, mają w hangarze drugi egzemplarza samolotu An-225 Mriya – zbudowany w 70 proc. Szanse jednak na to, by go dokończyć są znikome. Taka możliwość wykluczył kilka dni temu Oleksandr Donets, szef firmy Antonov.

– Dokończenie budowy tego samolotu byłoby ekonomicznie nie do utrzymania – powiedział Donets podczas uroczystości powitania samolotu Mriya na lotnisku w Kijowie z ładunkiem sprzętu medycznego z Chin.

Mriya – dobra w wyjątkowych czasach

W 2012 roku Antonov szacował, że by druga Mriya była w stanie wzbić się w powietrze, trzeba byłoby wydać na ten cen 460 mln dol. I szacunek ten zrobiono w czasie, gdy relacje ukraińsko-rosyjskie były dobre. Teraz – po rosyjskiej agresji na Krym i Donbas – są fatalne. Samolot zatem musiałby być przeprojektowany w ten sposób, by nie musiał korzystać z rosyjskich podzespołów, co dodatkowo podniosłoby koszt jego dokończenia.

Poza tym Mriya nie jest samolotem zdolnym do realizacji większości zleceń cargo. I nie chodzi tu nawet o to, że optymalnie jest nią przywozić duże ładunki. Z powodu rozmiarów samolotu około 35 proc. portów lotniczych na świecie nie jest w stanie przyjąć tego samolotu.

Jednak Mriya istniejąca tylko w jednym latającym egzemplarzu ma trochę pracy – a ostatnio to nawet bardzo dużo.

Dotąd latała zwykle 20 razy w roku i pojedynczy jej przelot oznaczał wydatek dla zamawiającego na poziomie co najmniej miliona dolarów.

14 kwietnia przywiozła do Polski wspomniany ładunek sprzętu medycznego i było to jej pierwsze zamówienie po dwuletnim remoncie. Od tego czasu wykonała już kolejne loty – jeden do Kijowa, drugi do Lipska, wszystkie z ładunkami z Chin. Teraz Mrija naprawdę ma co robić.

Foto: Antonov Airlines.

Czytaj więcej: Linie lotnicze mają nowy biznes. Coraz więcej paczek w samolotach.
Czytaj więcej: Continental wyprodukował oponę z kauczuku pozyskanego z mniszka lekarskiego.

Podziel się artykułem