W piątek amerykański koncern medyczny Abbot poinformował, że amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła stosowanie jego nowych testów na koronawirusa. Wynik można otrzymać już po 5 minutach i nie potrzeba do tego laboratorium o kosmicznych parametrach.
Koncern Abbott to żaden mały biotechnologiczny start-up. To duży gracz między innymi na światowym rynku diagnostycznym. Istnieje od 130 lat, zatrudnia ponad 100 tys. pracowników, działa w 160 krajach – w tym w Polsce, gdzie ma własną spółkę.
Jego nowy test na koronawirusa ma trzy wielkie zalety.
Po pierwsze, to czuły test molekularny. Wykrywa specyficzne sekwencje genowe wirusa, nawet z bardzo małych próbek, a nie przeciwciała wytwarzane przez człowieka, jak dzieje się to w testach immunologicznych. Po drugie, do jego przeprowadzenia nie potrzeba rozbudowanego laboratorium, tylko mały analizator wielkości tostera, który można ustawić niemal w każdej typowej pracowni analitycznej – prywatnej, publicznej oraz będącej częścią szpitala. No i po trzecie, wynik testu jest znany po 5 lub 15 minutach w zależności od tego czy wynik jest pozytywny, czy negatywny.
Do tego dochodzą kolejne korzyści. Analizatory Abbotta, niezbędne do jego testu na koronawirusa, są już w wielu pracowniach na świecie – w Polsce też. Trzeba więc do nich dokupić wyłącznie same testy.
Abbot poza tym rozpoczyna ich masową produkcję – już w tym tygodniu chce ich wytwarzać 50 tys. dziennie.
Może więc – za jakiś czas i oby nie za późno – testy Abbotta zawitają i do Polski.
Zdaniem epidemiologów bowiem – i co pokazuje przykład krajów azjatyckich – nie da się szybko wygasić epidemii bez szybkiego i skutecznego wykrywania i potem izolowania zarażonych. Bez licznych testów to nie jest możliwe – same rządowe ograniczenie w poruszaniu się to zdecydowanie za mało.
Foto: Abbott.
Czytaj więcej: Kina samochodowe mogą przeżyć renesans. Wszystko przez koronawirusa.
Czytaj więcej: Kwarantanna przez sześć tygodni. Wcześniejszy jej koniec to „stosy ciał” – ostrzega Bill Gates.