Missile Command: Recharged – czyli jedna z najlepszych gier wszechczasów powraca w wersji na Androida i iPhone’a

missile command: recharged

Atari właśnie wydało nową wersję swojej, można powiedzieć bez przesady, kultowej zręcznościówki sprzed wielu lat. Po raz kolejny możemy bronić miast przed dziesiątkami nadlatujących rakiet.

Missile Command w pierwszej wersji zostało wydane 40 lat temu w wersji na automaty do gier produkowane przez Atari. Świat był wtedy zupełnie inny. Po pierwsze, możliwości sprzętowe automatów do gier wielkości sporej szafki były, delikatnie mówiąc, jak na dzisiejsze czasy mizerne. Po drugie, ludzkość żyła w cieniu atomowej zagłady – ZSRR i USA toczyły ze sobą bezwzględną zimną wojnę, która w praktyce oznaczała między innymi intensywne nuklearne zbrojenia.

Programiści Atari stworzyli więc prostą grę wideo, która doskonale wpisywała się w klimat przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Gracz wcielał się w postać operatora systemu antyrakietowego i próbował zniszczyć rakiety zmierzające do jego miast.

Emocje przy tym były ogromne, grafika uproszczona do granic możliwości, ale zabawa była wyśmienita. I to mimo faktu, że każda rozgrywka kończyła się tak samo – nasze miasta znikały w błyskach pikselowych eksplozji.

Podobnie jest w Missile Command: Recharged. Wielu to będzie wyśmienicie bawić. Zwłaszcza, że gra idealnie pasuje do dotykowego ekranu i, powiedzmy, nieco apokaliptycznej w innym wydaniu sytuacji za oknem.

No i jest jeszcze jedna supernowość – grę rozszerzono o funkcje rzeczywistości rozszerzonej. Zabawę w ratowanie miast można więc dosłownie przenieść na podłogę swojego pokoju.

Gra jest w zasadzie bezpłatna – pobieramy ją albo ze Sklepu Play (dla androidowych smartfonów), albo Apple’a – jeżeli mamy iPhone’a. Można ją kupić za jakieś  grosze, ale jak tego nie zrobimy, to będziemy musieli jedynie od czasu do czasu oglądać niezbyt długie reklamy innych gier – spokojnie to można wytrzymać.

Czytaj więcej: Masz PS4, myślisz o PS5. Ale co ze starymi grami – zadziałają na nowej konsoli?
Czytaj więcej: Może nie będzie bardzo, bardzo strasznie. Promyk nadziei od… Mercedesa.

Podziel się artykułem