Słońce zabije w końcu życie na Ziemi. Ale ludzi na niej wtedy już nie będzie

podbój kosmosu

Nawet jeżeli uporamy się teraz z efektem cieplarnianym to i tak za jakiś miliard lat życie na Ziemi zostanie spopielone przez Słońce. Co ludzkość powinna więc zrobić?

Takie pytania od dziennikarza BBC usłyszał niedawno Avi Loeb, wybitny fizyk i zarazem szef katedry astronomii na Harvardzie. Postanowił na nie odpowiedzieć również w formie dość długiego wpisu na blogu Scientific American.

Najpierw przypomniał w nim, że spalenie Ziemi przez coraz mocniej święcące Słońce jest już od dawna w astronomii oczywistością – tak w końcu się stanie, choć nie tak szybko. Na słońcu zachodzi ciągła reakcja termojądrowa – atomy wodoru łączą się w hel, wyzwalając przy tym ogromne ilości energii. To zjawisko człowiek już umie wytworzyć w mikroskali w postaci bomby wodorowej. W ciągu sekundy na Słońce „zużywane” jest do 600 mln ton wodoru. Kiedyś w końcu zacznie go brakować, Słońce, w pewnym uproszczeniu, przestanie być wtedy stabilną gwiazdą i spali życie na Ziemi.

Jak ludzkość może się bronić przed większą aktywnością Słońca? Na początek mogłoby, zdaniem Loeba, wystarczyć umieszczenie w stratosferze różnych konstrukcji odbijających część promieniowania kosmicznego – mógłby to też być odpowiednie rozprowadzony odpowiedni pył lub spray. Tego typu pomysły już są zresztą rozważane przez naukowców próbujących zaradzić globalnemu ociepleniu.

Jednak takie rozwiązanie wystarczy tylko na „chwilę”. Słońce pewnego dnia zacznie emitować tak dużo energii, że i tak zwęgli Ziemię razem ze wszystkimi osłonami stworzonymi przez człowieka.

Zbudujemy wielki statek kosmiczny

Ludzkość będzie więc musiała, jak uważa Loeb, uciec z Ziemi. Jak? Budując wielki lub – lepiej – wielkie statki kosmiczne zdolne do podróży międzygwiezdnych. Mają one polecieć do innych układów, gdzie znajdują się planety nadające do zamieszkania przez ludzi. Dzisiaj już wiemy, że takich raczej powinno zabraknąć – w nie tak od nas odległym wszechświecie jest np. planeta, na które występuje woda w postaci pary wodnej.

Podróże międzygwiezdne mogą zająć setki lub nawet tysiące lat. Statki Ziemian będą więc bardziej przypominały ogromne autonomiczne stacje kosmiczne lub sztuczne planety.

Możliwe też, jak pisze Loeb, że nie będą nimi podróżowali żywi ludzie, ale zapisane w jeszcze nieznanej formie sekwencje naszego kodu DNA. Maszyny zawiozą taki ładunek na daleką planetę, na której może odrodzić się życie i tam „wydrukują” nowego człowieka – trochę tak jak dzisiaj robią to drukarki 3D z przedmiotami.

Brzmi trochę ponuro? Bez obaw – kończy sarkastycznie wpis na blogu Avi Loeb – bardzo możliwe, że ludzkość szybciej sama się zabije, niż spali ją Słońce. Jego zdaniem brak dotąd dowodów na istnienie inteligentnego życia poza Ziemią być może należy łączyć z tym, że zaawansowane cywilizacje zdążyły się już unicestwić – szybciej niż wypaliły się ich słońca. Niewykluczone, że ludzkość podąża tą samą ścieżką.

Foto: Gerd Altmann z Pixabay

Czytaj więcej: Virgin Galactic wydaje krocie. Ale ma to sens, bo może zacząć dużo zarabiać nie tylko na kosmicznej turystyce.
Czytaj więcej: Internet z sieci Starlink już w połowie przyszłego roku? Są pierwsze informacje o cenie.

Podziel się artykułem