W styczniu przyszłego roku wchodzą w życie nowe normy emisji zanieczyszczeń do atmosfery przez statki pływające po morzach i oceanach. To już powoduje znaczny wzrost zapotrzebowania na olej napędowy i inne paliwa pochodzące z grupy tzw. średnich destylatów.
W większości województw teraz za diesla musimy zapłacić więcej – o jeden, dwa grosze za litr – niż za zwykłą dziewięćdziesiątkę piątkę. Kiedyś tak nie było. To pochodna potężnych globalnych zmian na rynku ropy naftowej wywołanych przez Międzynarodową Organizację Morska (IMO), agendę ONZ zajmującą się głównie bezpieczeństwem na morzu oraz zapobieganiem skażeniu środowiska morskiego.
Ta już w październiku 2016 roku zatwierdziła nowe normy emisji zanieczyszczeń przez statki. Głównie ograniczają one wyrzucanie do atmosfery mocno szkodliwych związków siarki, których bardzo duże ilości powstają w trakcie spalania w silnikach okrętowych najczęściej stosowanych ciężkich olejów opałowych, głównie mazutu.
Nowa norma redukuje emisję siarki do 0,5 proc. Teraz obowiązuje jeszcze jest dużo łagodniejsza – mówi o 3,5 proc. A najczęściej stosowane paliwo okrętowe zawiera 2,7 proc. siarki.
Statki – bardzo szkodliwe źródło zanieczyszczeń
Nowe normy zostały wprowadzone, ponieważ problem wcale nie jest trywialny. Pod koniec 2016 roku po morzach i oceanach pływało niemal 100 tys. statków napędzanych wysokosiarkowym paliwem.
Ich wpływ na środowisko i zdrowie ludzie był ogromny. Miliony ton tlenków siarki emitowane przez statki prowadziły do dziesiątków tysięcy przedwczesnych zgonów – zwłaszcza wśród ludności mieszkających w pobliżu często uczęszczanych szlaków żeglugowych. Wywoływały też destrukcyjne dla całego środowiska naturalnego kwaśne deszcze. To się ma skończyć.
IMO szacuje, że dzięki zakazowi tylko w latach 2020-2025 uda się zmniejszyć liczbę przedwczesnych zgonów wiązanych z zanieczyszczeniem powietrza związkami siarki o ponad 570 tys. Wprowadzenie nowych norm zredukuje bowiem emisję szkodliwych gazów o 77 proc. – 8,5 mln ton tlenków siarki rocznie.
Diesel drożeje. I to nie wszystko
Na nowych normach emisji zanieczyszczeń przez statki zyska więc sporo natura i nasze zdrowie. Ale trzeba będzie za to niemało zapłacić.
Armatorzy mają dwa rozwiązania. Albo zaczną stosować lepsze, niskosiarkowe paliwo, albo zainstalują na statkach tzw. skrubery, czyli w pewnym uproszczeniu mokre filtry, które przechwytują większą część emitowanej do atmosfery siarki. Obydwa rozwiązania są kosztowne.
Skruber do pojedynczego silnika może kosztować nawet kilka milionów dolarów, a paliwo niskosiarkowe kosztuje nawet trzy razy więcej niż to z wyższą zawartością siarki.
Większość armatorów skłania się do sięgnięcia po lepsze paliwo – w tym diesla i zbliżone do niego destylaty. To od pewnego czasu powoduje spekulacyjne zmiany na rynku ropy naftowej i dlatego za olej napędowy na stacjach musimy płacić więcej niż w przeszłości.
Możliwe też, że wkrótce zapłacimy nieco więcej za towary pochodzące z importu – od bananów po samochody. Statki bowiem transportują ponad 90 proc. towarów w wymianie międzynarodowej. A koszty ich podróżowania znacząco wzrosną. Szacuje się np., że tylko firmy zajmujące się transportem kontenerowym poniosą w związku z nowymi normami emisji związków siarki dodatkowe koszty wysokości aż 10 mld dol.
Czytaj więcej: Kapitan Sloane ma niezwykły pomysł. Zaholuje wielką górę lodową pod Kapsztad.
Czytaj więcej: Nowy luksusowy hotel sieci Ritz-Carlton będzie wyjątkowy. Właśnie zwodowano go w Hiszpanii.