Kryzys w Wenezueli – jak kraj pełen ropy został całkowitym bankrutem

ropa naftowa

Hugo Chavez i Nicolas Maduro potrzebowali 20 lat, by doprowadzić do całkowitej ruiny państwo posiadające największe udokumentowane złoża ropy naftowej. To modelowy przykład do czego prowadzi skrajnie nieodpowiedzialna polityka gospodarcza populistów – tutaj akurat lewicowych.

Powiedzieć, że Wenezuela jest w kryzysie gospodarczym, społecznym i humanitarnym to nic nie powiedzieć. Skala upadku państwa, które ma więcej ropy od Arabii Saudyjskiej lub Rosji i żyje z jej sprzedaży od lat 20. ubiegłego wieku trudno porównać z czymkolwiek w najnowszej historii.

Zacznijmy od podstawowych wskaźników. Po pierwsze PKB Wenezueli spada cały czas od pięciu lat. W 2014 zmniejszył się o „skromne” 3,9 proc., w 2016 roku już 16,5 proc., rok później o 14 proc. i kolejne 18 proc. w ubiegłym roku. To w przełożeniu na konkretne liczby wygląda tak, że PKB spadł z 331 mld dol. w 2012 roku do 96 mld dol. w ubiegłym.

By mieć dodatkowo pewne wyobrażenie o tych liczbach, porównajmy to z Polską. W ubiegłym roku nasz PKB przekroczył 614 mld dol. A mieszkańców mamy tylko jakieś 8 mln więcej niż Wenezuela.

Kraj ropą płynący jest też jednym z najbardziej zadłużonych na świecie. Całkowite zadłużenie sięga 160 proc. PKB i rośnie w niezwykłym tempie. Tylko w ubiegłym deficyt budżetowy wyniósł około 30 proc.

Kryzys w Wenezueli – ceny podwajają się co 19 dni

Nie dziwi więc hiperinflacja. Ale to słowo słabo oddaje skalę dynamiki wzrostu cen w Wenezueli. Wg MFW pod koniec ubiegłego roku inflacja przyspieszyła tam do 1,37 mln proc. Niewiarygodna liczba. Oznacza to, że mniej więcej co 19 dni ceny podwajają się…

Ale na tym się może nie skończyć. MFW prognozują, że w tym roku inflacja w kraju rządzonym przez Maduro i wcześniej Chaveza sięgnie 10 mln proc.

Kryzys w WenezueliWyjechała jedna trzecia lekarzy

Ceny faktycznie mogą tak wzrosną, jeżeli rząd będzie dalej prowadził aktualną politykę gospodarczą – o niej więcej za chwilę. Być może jednak wcześniej Wenezuelczycy powiedzą dość, bo życie w kraju pogrążonym od lat w głębokiej recesji i gdzie z walizką pieniędzy trzeba iść do sklepu jest już koszmarem.

Znalezienie pracy graniczy z cudem – stopa bezrobocia przekroczyło pod koniec ubiegłego roku 34 proc. W 2014 roku w nędzy żyło 48,4 proc. Wenezuelczyków, w 2017 roku już 87 proc., w ubiegłym rok ten wskaźnik szacuje że wzrósł do ponad 90 proc.

Wenezuelczyków nie stać na podstawowe produkty, z informacji tamtejszego Caritasu wynika np., że w 2017 roku około 45 proc. dzieci było głodnych lub niedożywionych.

Służba zdrowia jest w głębokim kryzysie. Szpitalom brakuje podstawowych środków i leków medycznych, połowa sal operacyjnych nie działa, w czerwcu ubiegłego roku podano dane, że jedna trzecia lekarzy i pielęgniarek wyjechała z kraju od 2014 roku.

Zresztą nie tylko oni uciekli z koszmaru. Wg danych ONZ z Wenezueli w ciągu ostatnich kilku lat wyjechało ponad 3 mln mieszkańców, mniej więcej jedna dziesiąta populacji.

Kryzys w Wenezueliropa to przekleństwo

Nie sposób opisać tego, co się zdarzyło w Wenezueli w czasie rządów Chaveza i Maduro z pominięciem wątku ropy naftowej. Wenezuela to modelowy przykład tzw. petrostate – czyli państwa żyjącego niemal wyłącznie z eksportu ropy naftowej. Pod koniec 2017 wielkość jej udokumentowanych złóż przekraczała 300 mld baryłek – najwięcej na świecie.

Ropę w Wenezueli odkryli geolodzy Shella w 1922 roku i bardzo szybko rozpoczęli jej wydobycie. Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku Wenezuela stała się drugim największym producentem ropy na świecie po USA i praktycznie przez kolejne kilkadziesiąt lat ten surowiec stał się w jej gospodarce niemal wszystkim. Ropa zapewnia około 98 proc., przychodów z eksportu a jej udział w PKB sięga 50 proc.

To wpływa od lat na całą gospodarkę i system polityczny. Po pierwsze w krajach typu petrostate dochody rządu zależą głównie od eksportu ropy i jej aktualnych cen na rynku światowym, a mniej od podatków zbieranych wśród obywateli. Już tylko z tego powodu związek pomiędzy nimi a rządem jest słabszy niż w innych modelach politycznych.

Kiedy rośnie wydobycie ropy i kosztuje ona akurat odpowiednio dużo, waluta petrostate się umacnia, koszty importu tanieją, co dewastuje lokalną produkcję. Naprawdę dobrze żyją tylko Ci, którzy są związani z sektorem wydobywczym – to prowadzi do dużych nierówności i sprzyja budowie autokratycznych rządów.

A kiedy ropa tanieje, wtedy gwałtownie spadają wpływy do budżetu – rząd nie ma pieniędzy na realizację swych podstawowych działań, rośnie zadłużenie, słabnie waluta, pojawiają się silne napięcia społeczne.

Kryzys w Wenezuelipopuliści u władzy

W 1998 roku wybory prezydenckie w Wenezueli wygrał Hugo Chavez. Stało się to w czasie, gdy przez niskie ceny ropy na rynkach światowych Wenezuela osunęła się w recesję. Chavez obiecywał budowę bardziej sprawiedliwego systemu, korzystnego dla milionów ubogich, większą i sprawiedliwą redystrybucję dóbr, w tym kluczowych z ropy naftowej.

I przez pewien czas – mówimy tu o gospodarce – prowadził politykę umiarkowanego interwencjonizmu państwowego, którą można porównać do działań europejskich socjaldemokratów. Wspierał np. rozwój spółdzielczości poprzez organizowanie finansowanych przez państwo szkoleń i kredyty, stworzył sieć banków komunalnych, których celem było aktywizowanie działalności gospodarczej przez najuboższych poprzez dawanie im mikrokredytów, mocno inwestował w rozwój infrastruktury, finansując między innymi budowę i modernizację dróg, w tym ulic w miastach, obiektów sportowych, szpitali, sieci wodociągowych i i kanalizacyjnych. Wprowadził bezpłatną opiekę medyczną dla milionów Wenezeulczyków. Wiele z tych działań przynosiło pozytywne rezultaty – standard życie Wenezuelczyków rósł.

Z czasem jednak skala tego interwencjonizmu stawała się coraz większa. W latach 2007-2008 Chavez zaczął nacjonalizować wiele przedsiębiorstw – zarówno zagranicznych, jak i krajowych. Często za odszkodowaniem uznawanym za rynkowe. Przejęto między innymi spółki telekomunikacyjne, przemysłu stalowego, cementowego, znaczną część przemysłu spożywczego i oczywiście naftowego. Po nacjonalizacji spadała ich efektywność, wraz ze wzrostem sektora państwowego rosła też korupcja.

Rozpoczęto reformę rolną – w 2009 roku rząd rozdzielił prawie 2,7 mln hektarów (prawie 1/3 latyfundiów istniejących przed 1998) między 180 tys. bezrolnych rodzin chłopskich.

Kryzys w Wenezueliropa dla przyjaciół, żywność od państwa

Chavez zaczął ponadto sprzedawać ropę po cenach poniżej rynkowych ropę naftową zaprzyjaźnionym krajom. Chciał pomagać biednym nie tylko u siebie w kraju.

Rząd zbudował również sieć ogólnokrajowych supermarketów Mercal, w których sprzedawano dotowaną żywność przez państwo – nawet o 40 proc. tańszą od tej dostępnej na wolnym rynku.

W 2013 roku Chavez zmarł, jego następcą został Nicolas Maduro – na płaszczyźnie gospodarczej kontynuował politykę swojego poprzednika. Jednak już wcześniej w gospodarce Wenezueli zaczęły pojawiać się coraz większa napięcia – rozdmuchane wydatki społeczne nie mogły być już finansowanego w tak dużym stopniu jak wcześniej z wpływów z ropy naftowej. Głównie z powodu spadku jej ceny na rynkach światowych. Przez globalny kryzys, który wybuchł w 2008 roku ropa potaniała z ponad 100 dolarów za baryłkę do około 60 dol. w 2009 roku.

Państwo zaczęło drukować pieniądze, by pokryć nimi rozdmuchane wydatki – nikt nie chciał ich obniżać. Pojawiła się inflacja – np. 2013 roku sięgnęła 48 proc. Na szczęście dla Chaveza i Maduro cena ropy wtedy, po krótkim spadku, powróciła do wysokich poziomów. Państwo populistów mogło jeszcze przez pewien czas jakoś funkcjonować.

Krach przyszedł w 2015 roku, kiedy ceny ropy runęły w dół poniżej 50 dolarów. W Wenezueli maszyny drukarskie ruszyły wtedy z pełną mocą. Wybuchła hiperinflacja. To rozłożyło definitywnie całą gospodarkę.

Czytaj więcej: Ty masz WhatsAppa, ja korzystam z Messengera. Wkrótce wyślemy do siebie wiadomości tekstowe bez problemu. Tego chce Zuckerberg.
Czytaj więcej: Wielki Zderzacz Hadronów już nie wystarcza. Jest pomysł, by zbudować FCC – 6 razy potężniejszy akcelerator.

Podziel się artykułem