Tylko jedna wersja silnikowa, 5 zamiast 17 wersji wyposażeniowych i sprawdzona platforma NMS – taki jest nowy Volkswagen Passat 2020 zaprezentowany na targach w Detroit.
Sedany nie są już tak sexy jak w przeszłości. Wszyscy chcą jeździć SUV-ami. Dotyczy to również Amerykanów, gdzie i tak tradycyjne nadwozia sprzedają się dużo lepiej niż w Europie.
Passat za wielką wodą zdecydowanie nie jest teraz autem marzeń. Niemcom udało się tam w ubiegłym roku sprzedać ledwo 41 tys. swojej sztandarowej limuzyny, czyli najmniej od siedmiu lat, a więc od czasu, kiedy Passat na platformie NMS (zbudowanej na podstawie europejskiej platformy PQ46) wszedł do sprzedaży.
Amerykanie, tak na marginesie, kiedy już chcą kupić sedana tej wielkości co Passat, to zdecydowanie wolą Toyotę Camry lub Hondę Accord – w ubiegłym roku tej pierwszej kupili niemal 315 tys., a tej drugiej ponad 260 tys.
Jednak VW rynku sedanów w USA całkowicie odpuścić nie zamierza i dlatego w Detroit pokazał odświeżonego Passata. Przygotowanego do tego z pełną świadomością, że to model, który wchodzi na gasnący rynek. Nie można więc przesadnie w niego zainwestować, bo to się po prostu może nie zwrócić. A w produkcji samochód chodzi zawsze o to samo – by na tym biznesie zarabiać.
Nowy Passat, stara płyta – i tak nikt nie zauważy
Nowy Passat dla Amerykanów jest zatem oparty na starej płycie NMS. Jak powiedział na konferencji prasowej Scott Keogh, dyrektor zarządzający grupy VW w USA, to nie ma znaczenia dla nabywców. Samochodem ma się dobrze jeździć, ma się podobać, wzbudzać pozytywne emocje – rodzaj platformy mało kogo obchodzi – mówił. Wydawanie dużych pieniędzy na nową platformę, kiedy rynek się zmniejsza, co Keogh potwierdził, byłoby bezsensowne, w czasie gdy stara jest OK.
Z zewnątrz w nowym modelu zmieniło się zatem niewiele w porównaniu do poprzednika. Kilka subtelnych zmian, w tym np. w standardzie 17-calowe alufelgi i ledowe lampy.
Wewnątrz tylko jeden silnik benzynowy do wyboru – dwa litry pojemności, 174 KM i 280 Nm momentu obrotowego. Jednostka połączona jest z sześciobiegową, klasyczną, automatyczną skrzynią i napędza przednie koła. Nie ma tu żadnych innych opcji, manualnej skrzyni, DSG czy hybrydowego napędu lub modelu 4×4.
W środku przybyło elektroniki – w standardzie jest między innymi monitor pola martwego, czujniki parkowania, obsługa Apple CarPlay i Android Auto oraz system front assist, który ma szansę uratować pieszego. Dokupić można aktywny tempomat, system pomagający utrzymać samochód w linii i parkowanie. Są też jeszcze bardziej tradycyjne dodatkowi w rodzaju lepszego systemu audio lub skórzanej tapicerki. Ale w sumie wyjątkowo dużego wyboru nie ma – z 17 do 5 zmniejszono dostępne linie wyposażenia.
Cena? Od 25 tys. dol. wzwyż – całkiem nieźle jak na bardzo klasycznego sedana. Ktoś to na pewno w USA kupi i o to toczy się, przypomnijmy raz jeszcze, cała gra.
Foto: Volkswagen.
Czytaj więcej: Za chwilę nowy Nissan Leaf e+ wjedzie do salonów. Zasięg wzrósł do 360 km, a moc silnika do ponad 200 koni mechanicznych.
Czytaj więcej: Diesle w Polsce? Do ich końca to jeszcze bardzo daleka droga.
Ta wersja Passata mi się wyjątkowo podoba. Ale gdy dotrze do Europy, to zapewne bez chromów, drewna i pikowanej tapicerki.
Właśnie po prawie 20 latach nieobecności w kraju, powróciłem z USA. W Stanach niemiecka motoryzacja nie jest tak ceniona jak w Europie. Passata wyparły z rynku nie samochody japońskie, które od kilku lat również przeżywają tam kryzys, ale bardzo dobre konstrukcje koreańskie. W klasie D – K5 (w Europie Optima), czy w segmencie wyższym – Cadenza.