Jacinda Ardern, nowozelandzka premier elekt z Partii Pracy, zapowiedziała miesiąc po wyborach, że wprowadzi poważne ograniczenia w kupowaniu domów przez obcokrajowców. To ma doprowadzić do spadku ich cen.
Ceny nieruchomości w Nowej Zelandii są absurdalnie wysokie. Średnio za dom w Auckland trzeba zapłacić 845 tys. dol. nowozelandzkich, a więc ponad 580 tys. dolarów. Szczególnie wysokie wzrosty cen obserwowano w ciągu minionego roku – np. w Wellington, stolicy Nowej Zelandii były one w czerwcu wyższe aż o 18,1 proc. niż rok wcześniej.
Domy szybko drożały głównie z powodu dużego zainteresowania ich kupnem przez cudzoziemców, najczęściej Chińczyków – kupowali ja albo jako imigranci, albo (co było częstsze) w celach inwestycyjnych.
Wysokie ceny nieruchomości stały się jednym z najpoważniejszych problemów społecznych i politycznych w Nowe Zelandii. Coraz większą grupę z liczącej 4,6 mln osób populacji nie stać na kupno własnego domu.
Jacinda Ardern startowała w wyborach parlamentarnych z programem, który miał zwiększyć dostępność mieszkań w Nowej Zelandii. Jej najnowsza zapowiedź wprowadzenia zakazu dla obcokrajowców jest więc jego prostą konsekwencją.
Zakaz nie jest całkowity. Ma dotyczyć już istniejących nieruchomości, a więc rynku wtórnego. Nie będą mogły ich kupować osoby, które nie są rezydentami w Nowej Zelandii. W praktyce najbardziej uderzy w inwestorów z Chin.
Winston Peters, lider antyimigracyjnej partii New Zealand First, która utworzy wspólny rząd z socjalistami – tak na marginesie to rzecz nie do pomyślenia w Europie – nie krył radości z zapowiedzi Jacindy Ardern. – To jasny przekaz dla całego świata, że Nowa Zelandia nie jest już dłużej na sprzedaż. Jestem szczęśliwy z powodu tej decyzji – powiedział.