Wszyscy boją się latać do Afryki. Ale jest jeden wyjątek. I nieźle na tym zarabia

Większość znanych linii lotniczych boi się latać do niestabilnych politycznie, słabo rozwiniętych państw afrykańskich. Wykorzystuje to turecki przewoźnik Turkish Airlines i sporo na tym zarabia.

Kiedy ponad 5 lat temu Turkish Airlines otworzyły połączenie pomiędzy Mogadiszu, stolicą Somalii, a Stambułem, znawcy rynku lotniczego myśleli, że to ciekawostka, za którą być może stoją jakieś polityczne pomysły tureckiego rządu. Zwłaszcza, że 49 proc. akcji odważnego przewoźnika należy do państwa. Teraz już wiemy, że był to strzał w dziesiątkę z czysto biznesowego punktu widzenia.

– Somalia jest jednym z naszych najbardziej dochodowych połączeń – powiedział we wtorek dla agencji Reuters Mustafa Ozkahraman, country manager na Kenię z Turkish Airlines. Powód, dla którego tak się stało, jest dość oczywisty. – Jesteśmy jedyną międzynarodową linią lotniczą, która lata do Mogadiszu – zauważył Ozkahraman.

Inne się boją – afrykańskie lotniska często są słabiej chronione od tych w bardziej rozwiniętych rejonach świata, dysponują mniej zaawansowanym sprzętem ułatwiającym start lub lądowanie, na niektórych zdarza się dodatkowo, że zanika chwilami zasilanie. To wszystko powoduje, że większość linii lotniczych nie chce latać do biedniejszych krajów Afryki.

Ale nie Turkish Airlines. Pozytywne doświadczenia z lotami do Mogadiszu spowodowały, że Turcy zaczęli jeszcze mocnie wchodzić na afrykański rynek. W 2011 roku Turkish Airlines latały do 14 miast w Afryce, pod koniec tego roku będą obsługiwały 52 połączenia pomiędzy Stambułem, a afrykańskimi lotniskami.

Ten wzrost liczby połączeń z Afryką widać już w wynikach finansowych tureckiego przewoźnika – w pierwszym półroczu nieco mniej niż jedna dziesiąta przychodów Turkish Airlines pochodziła już z Afryki. Poza tym Turcy, wożąc Afrykanów do Stambułu, rozwijają również swoje najważniejsze lotnisko przesiadkowe. Biznesmeni, którzy przylecieli z Mogadiszu lub Lagos do Stambułu, prawie natychmiast lecą dalej – do Londynu, Paryża lub niemieckich miast.

A to wszystko pozwala Turkish Airlines kompensować chociaż część strat spowodowanych potężnym spadkiem ruchu turystycznego z Europy do Turcji.

Foto: Turkish Airlines.

Podziel się artykułem