Nerwowo przez pogróżki Kima i Trumpa. Ale do paniki na rynkach jest daleko

W środę na rynkach było bardzo nerwowo. Drożały waluty uważane za bezpieczne i złoto. Taniały akcje. Z paniką jednak te zachowania niewiele miały wspólnego. W konflikt nuklearny jednak mało kto wierzy.

Frank podrożał w środę w Polsce nawet o 5 groszy, złoto jest najdroższe od początku czerwca, zyskał też mocno jen, a główne giełdy w Europie straciły około procenta. W Stanach też powiało spadkami, ale mniejszymi – dwie godziny przed końcem sesji indeks S&P 500 tracił około 0,3 proc. Tak inwestorzy zareagowali na wymianę gróźb pomiędzy Donaldem Trumpem, a reżimem północnokoreańskim.

Przypomnijmy, że najpierw amerykański prezydent powiedział, że Koreę Północną czeka „ogień i furia”, jeżeli kraj ten będzie kontynuował swój program nuklearny. Chwilę później rzecznik Armii Ludowej Korei odpowiedział w oświadczeniu, że jego kraj rozpatruje możliwość ataku rakietowego na amerykańską wyspę Guam na Pacyfiku.

Temat sezonu ogórkowego?

Zdaniem wielu analityków i inwestorów wzrost napięcia pomiędzy USA a Koreą niekoniecznie może dalej mocno wpływać na rynki. – Niewykluczone, że jest to tylko temat sezonu ogórkowego. Zwłaszcza, że władze wyspy Guam, której atakiem mieliby grozić Koreańczycy, poinformowały, że nie otrzymały informacji z Białego Domu o podniesieniu alertu zagrożenia – napisał w popołudniowym komentarzu Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.

Jego zdaniem reżim północnokoreański staje się coraz bardziej nerwowy w obliczu coraz ostrzejszych sankcji, które odbiją się ekonomicznie, a więc i społecznie, ale wątpliwe jest, aby to Kim Dzong Un chciał rzeczywiście sprowokować militarny konflikt. – Tym samym bardziej prawdopodobna jest wojna na słowa i to coraz „poważniejsze” ze względu na „polityczny temperament” obu stron. Rzeczywista wojna nie opłaca się nikomu – ani reżimowi, który ostatecznie ją przegra, ani też USA, które wtedy zaangażowałyby się w długotrwały militarny konflikt (większość terenu Korei Północnej jest górzysta), a później najpewniej musiałyby przejąć na siebie proces zjednoczenia obu Korei (pytanie na ile dla nich opłacalny ekonomicznie) – tłumaczy analityk.

Na to, że „koreański wątek” były tylko pretekstem do korekty zwraca uwagę Marcin Kiepas, główny analityk Fundacji FxCuffs. – Póki co, na gruncie analizy wykresu dziennego CHF/PLN, ten skok notowań należy traktować jako, co prawda gwałtowną, ale jedynie korektę, wcześniejszych silnych spadków, które sprowadziły notowania franka z poziomu prawie 4,18 zł w grudniu 2016 roku do 3,6729 zł w ostatni piątek (najniższy kurs od 15 stycznia 2015) – pisze w swoim najnowszym komentarzu.

Trend nie został jeszcze przełamany

Jego zdaniem, jeszcze nie można mówić o definitywnym zakończeniu spadków na CHF/PLN. – Dopiero trwały powrót powyżej dawnej strefy wsparcia 3,80-3,8040 zł (a obecnie oporu), jaką m.in. tworzył dołek z maja br., będzie pierwszym wiarygodnym sygnałem zmiany układu sił – podkreśla.

Tak może się oczywiście zdarzyć, jeżeli konflikt na linii USA – Korea Północna będzie się przedłużał.
A całą wymianę pogróżek pomiędzy reżimem Kima, a Donaldem Trumpem celnie dla portalu CNBC skomentował Jim Paulsen z firmy inwestycyjnej Leuthold Group. – Ostre wypowiedzi są typowe dla Trumpa, za nimi zwykle niewiele idzie. Teraz znalazł sobie podobnego rozmówcę w Korei Północnej – powiedział.

Podziel się artykułem